Waldek X – Belmondo – nominacyjnie

A sio, sio! Psik, psik! Już was tu nie ma – Waldek zaklaskał głośno płosząc stadko wróbli ze świeżo obsianego trawą skrawka ziemi pod oknem. A co ty się tak wyżywasz na tych biednych zwierzakach. Waldek odwrócił się i dojrzał młodego Siwaka zsiadającego z roweru. Tyle co rano obsiałem trawnik, bo już gołe placki ziemi było widać, a te szkodniki się zleciały żeby nasiona wyżerać – począł tłumaczyć się Waldek. Jak tak dalej pójdzie to za cholerę tu nic nie wyrośnie. Już był taki jeden, chyba nawet jakiś komunista, co miał pomysły wróble tępić. I powiem ci, że nie wyszło mu to na dobre – odparł Siwak wycierając spocone dłonie o dżinsy. A dlaczego – zaciekawił się Waldek. A było to jakoś tak, że kazał tępić wróble, które wyżerały zasiew na polach. Gdy wróbli zabrakło to znowuż pozdychały koty, które polowały na ptaki. A jak nie było kotów to rozmnożyły się myszy, które zjadły zboże i nastała klęska głodu – mętnie tłumaczył Siwak. To koty nie mogły polować na myszy – zauważył Waldek kręcąc z niedowierzaniem głową. A daj mi spokój – żachnął się tamten, może tamtejsze koty na samych myszach wyżyć nie mogły. Nie znam się, tylko powtarzam co gdzieś kiedyś słyszałem. A tak w ogóle to nie po wróble przyjechałem tylko po fajki albo dwie. Weź poczęstuj, bo sklep u Maronia zamknięty? Jak to? – zapytał zaskoczony Waldek częstując znajomego Popularnym bez filtra. No zamknięty, remont jakiś, Maroń łazi z tajemniczym uśmieszkiem i mówi, że niedługo wszystko się wyjaśni – wymruczał Siwak umieszczając międzyczasie zapalonego popka w szklanej fifce. Nawet Hajduk się tam kręci i Maroniowi pomaga. Ciekawe, ciekawe – zadumał się Waldek. Co, supermarket chce zakładać? Abo ja wiem? – wzruszył ramionami siwak. Wszystko niby się ma wyjaśnić niedługo, dzięki za fajki. Wskoczył na rower i począł pedałować w stronę centrum wsi. Waldek ruszył w kierunku domu. Z dezaprobatą spojrzał na wróble, które ponownie zaczęły wydziobywać świeżo zasianą murawę. A udławcie się cholery – zmiął w ustach przekleństwo i splunął pod nogi.

Gałązka ciekawie zerknął w szparę zasłoniętego folią okna. I co? – zapytał z ciekawością Waldek. No remontują wnętrze – mruknął gałązka. Wszystkie regały obłożone kartonami i workami, ściana na zaplecze zburzona, a teraz robią poprawki przy tynku. Maroń i Hajduk rzeczywiście uwijali się jak w ukropie. Zburzona ściana działowa powiększała wnętrze sklepu o dobre 30 metrów kwadratowych. Ściany dawnego zaplecza były już pomalowane i ozdobione dziwnymi wieszakami biegnącymi na całej ich długości. Widać było, że remont powoli wkracza w ostatnią fazę. Mówię ci, supermarket będą otwierać. Hajduk wszedł w spółkę z Maroniem i dołożył się do wspólnego interesu – zawyrokował Waldek. Tylko czy supermarket się u nas utrzyma? – Gałązka głośno wyraził swoje wątpliwości. Tak między Bogiem, a prawdą to Maroń miał wszystko co tu potrzeba, a na większe zakupy to i tak można PKS-em do miasta dojechać. Pożyjemy, zobaczymy – odparł Gałązkowy kompan. Czas zweryfikuje te śmiałe pomysły. Jednak po niecałym tygodniu Waldek dowiedział się jak mylne były jego hipotezy. Bowiem Któregoś ranka przechodząc koło sklepu ujrzał Maronia i Hajduka wieszającego nad wejściem szyld o treści „Belmondo – Wypożyczalnia Kaset Video”. O w mordę – sapnął – czyli jednak nie supermarket. Jutro otwieramy – uśmiechnął się Maroń. Zapraszamy, same nowości kinowe, przystępne ceny, karta stałego klienta i promocja na otwarcie – dodał Hajduk. No dobra, się obaczy – stwierdził Waldek nieudolnie maskując zainteresowanie.
Nazajutrz przed wejściem do sklepu ustawiła się grupka gapiów. Maroń i Hajduk ubrani odświętnie w garnitury stali obok wejścia przegrodzonego czerwoną wstążką. Hajduk z szerokim uśmiechem trzymał czerwoną poduszkę zabraną z domu, na której spoczywały duże, krawieckie nożyce. Maroń odchrząknął, spojrzał na zegarek i wymieniając krótkie spojrzenie z Hajdukiem rozpoczął uroczyste przemówienie.„Szanowni Państwo, drodzy koledzy i przyjaciele, Z ogromną dumą i radością zwracam się do Was dzisiaj, jako wasz skromny wiejski sklepikarz, aby ogłosić otwarcie nowej wypożyczalni kaset wideo „Belmondo”. Jest to wielkie wydarzenie dla naszej malutkiej wsi, która dotychczas nie miała okazji delektować się rozrywką filmową w takim wygodnym i dostępnym dla wszystkich formacie.
Pragnę przede wszystkim zaznaczyć, że naszej wsi , jak wielu innym w Polsce, nie jest obcy dynamiczny postęp, jaki obecnie obserwujemy w technologii. Lata, w których żyjemy są niezwykle ekscytującym okresem, w którym filmowe światy zaczynają stopniowo wkraczać do naszej rzeczywistości. Chcemy być na bieżąco i zapewnić naszym mieszkańcom dostęp do nowoczesnych rozrywek .
Wypożyczalnia kaset wideo to odpowiedź na Wasze potrzeby i pragnienia. Już nie musicie wyjeżdżać z naszej uroczej miejscowości , by poczuć magię kinowej projekcji. Teraz wystarczają jedne odwiedziny w naszej wypożyczalni będącej częścią dobrze znanego wam sklepu , abyście mogli cieszyć się szerokim wyborem filmów w swoich domach. Odkryjecie historie niesamowite, pełne emocji, śmiechu i wzruszeń, które na zawsze zapiszą się w Waszych sercach. Filmy, które dla Was wybraliśmy, odzwierciedlają tę mieszankę. Znajdziecie tu zarówno polskie produkcje, które ukazują nam piękno i codzienne wyzwania, jakie przynosi życie, jak i zagraniczne filmy, które przeniosą Was w egzotyczne miejsca i niezwykłe przygody. Nasza wypożyczalnia kaset wideo to również miejsce, gdzie możecie spotkać innych mieszkańców naszej wsi, podzielić się wrażeniami i polecić sobie nawzajem filmy, które najbardziej Was poruszyły. To właśnie ta wspólnota, ta bliskość i wzajemne wsparcie sprawiają, że nasza społeczność jest tak wyjątkowa i silna. Drodzy mieszkańcy, przede wszystkim chciałbym podziękować Wam za Wasze zaufanie i wsparcie. Wasze zadowolenie jest dla mnie najważniejsze. Dziękując wam, pragnę podziękować również mojemu wspólnikowi Mariuszowi Hajdukowi, którego wsparcie stanowiło nieocenioną pomoc dla naszego wspólnego przedsięwzięcia… W koło rozległy się nieśmiałe brawa. Maroń chwycił podane mu nożyce i przeciął wstęgę. Wypożyczalnie kaset wideo „Belmondo” uważam za otwartą. Zapraszamy – dodał na końcu i szybko wślizgnął się do środka zajmując miejsce za ladą. Po chwili do wnętrza nieśmiało zaczęli zaglądać klienci.
Pierdolił jak jakaś za przeproszeniem sztuczna inteligencja komputerowa – Waldek półgębkiem odezwał się do Gałązki. A co to jest sztuczna inteligencja? – zapytał towarzysz Waldemara. Gaciak z encyklopedią w dłoniach – odparł Waldek, po czym obydwoje parsknęli śmiechem. Wchodzimy? – zaproponował Gałązka. Może coś obejrzymy ciekawego? Kupiłem ostatnio na targu magnetowid marki Otake – pochwalił się. Otake polske walczyłem – Waldek sparodiował Wałęsę. Później, zobacz jakie tłumy – stwierdził.
Stara Nysa pomalowana w barwy Poczty Polskiej odjechała spod domu Pawła Gaciaka ze zgrzytem kół zębatych w zużytej skrzyni biegów. Tymczasem właściciel domostwa z trudem zataszczył do wewnątrz ogromną przesyłkę zawiniętą w szary papier. Rzucił okiem na nadawcę i uśmiechnął się pod nosem. Dzięki kuzynie – pomyślał ciepło o członku rodziny. Paczkę istotnie wysłał kuzyn Gaciaka i to nie z byle jakiego miejsca, tylko z samej Republiki Federalnej Niemiec gdzie to prawie od trzech lat wiódł żywot polskiego gastarbeitera pracującego w warsztacie przykopalnianym w Zagłębiu Ruhry. Paweł położył z trudem wielkie pudło na stole, poszedł do kuchni po nóż i zabrał się za bebeszenie kartonu. Po chwili mocowania się z metrami sznurka, szarej taśmy i grubego kartonu w końcu dobrał się do wnętrza skarbca niespodzianki. Wewnątrz solidnie zabezpieczone zgniecionymi gazetami spoczywała kamera VHS, magnetowid, kilkanaście kaset video, oraz na dokładkę kupa puszek z owocami w zalewie, chałwą turecką i innymi niemieckimi frykasami prosto ze sklepu Aldi. Gaciak nie posiadał się ze szczęścia. Powoli układał wszystkie dobra w równym rządku na stole. Wyniósł na strych spoczywające na dole stolika telewizyjnego stare radio lampowe i na jego miejscu położył otrzymany magnetowid. Podłączył go do telewizora, włożył w szczelinę jedną z kaset i stwierdzając, że wszystko działa jak należy zabrał się do oglądania kamery. Kuzyn spisał się na medal. Kamera była dość duża, mieściła we wnętrzu standardowej wielkości kasetę video. Gaciak odpakował jedną z nienagranych czystych kaset, włożył ją do szufladki w urządzeniu i nacisnął klawisz Record. Sfilmował na próbę kilkanaście minut ujęć własnego domu i po chwili mógł już podziwiać na ekranie telewizora swój pierwszy nagrany w życiu film. Będę kamerował wesela – pomyślał z rozmarzeniem. W okolicy chyba nikt nie ma kamery VHS. Świetlana, biznesowa przyszłość przede mną – Gaciak z uśmiechem zaczął przeliczać w głowie przyszłe zyski. Sięgnął po puszkę mandarynek w zalewie, pociągnął za zawleczkę na wieczku po czym usadowiwszy się w fotelu począł łapczywie wyżerać owoce brudnymi paluchami wprost z puszki.
Słońce zabarwiło a purpurowo horyzont. Kilkanaście kilometrów dalej wśród ułożonych stogów siana wieczorny wiatr wygrywał cichutko swoje melodie. Cisza i sielanka nie trwała długo. Nagle nie wiadomo skąd zerwał się silny wiatr. Fragment nieba momentalnie pociemniał, a wieczorny zmierzch rozświetliły błyskawice. Wtem w jednej chwili w powietrzu zmaterializował się umięśniony, nagi mężczyzna, który z hukiem upadł prosto w stóg. Nie zdążył się podnieść, gdy w tym samym miejscu pojawił się drugi facet, również w adamowym stroju i spadł pierwszemu prosto na plecy. Pierwszy, podobny jak kropla wody do Arnolda Schwarzeneggera jęknął przeciągle i zaklął pod nosem. Drugi przybysz, najprawdopodobniej sobowtór Roberta Patricka przeturlał się po ziemi, wstał nieśpiesznie i podszedł do Arnolda. A kogoż moje piękne oczy widzą? – zapytał z ironią. T-800 we własnej osobie. No co tu robisz wstrętny złomie? T-800 splunął kawałkiem źdźbła trawy, spojrzał na rywala z nienawiścią. A weź się ode mnie odpierdol T-1000, ty metalowy glucie. Zadanie mam do wypełnienia. Mam chronić przed takimi wypierdami jak ty Johna Connora. Albo Sarę Connor… Już nie pamiętam – Arni podrapał się po głowie. To się dobrze składa, bo ja akurat mam ich załatwić na amen i na całość – T-1000 zatarł ręce po czym rozejrzał się podejrzliwie. No to chyba po moim trupie ty technologiczna pomyłko najebanego inżyniera… Ty ciekłokrystaliczna berbelucho… No, no… Już, już kowboju, nie rumakuj tak, bo ci żyłka w dupie pęknie – odezwał się ostro ciekłometaliczny terminator. Nie czujesz, że jest coś nie tak. I to grubo nie tak? Starszy model cyborga rozejrzał się dookoła. Niczego takiego nie dostrzegam – podrapał się po nosie i zrobił głupią minę. Naprawdę niczego nie dostrzegasz? – T-1000 zrobił wielkie oczy ze zdziwienia. No to spróbuj zlokalizować obiekty, które masz chronić. Przy okazji zlokalizuj gdzie jesteśmy. T-800 wprowadził dane do wewnętrznego systemu, pomyślał chwilę i odrzekł. Europa środkowa, Rzeczpospolita Polska… Sygnałów od poszukiwanych obiektów brak… I wiesz co to oznacza? – zirytował się T-1000. Że musimy znaleźć pociąg do nowego Jorku? – T-800 próbował zgadnąć o co chodzi towarzyszowi. Nie, ty durniu! – wrzasnął tamten. To oznacza, że znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu, niewłaściwym czasie i niewłaściwym wymiarze. Prawdopodobnie coś poszło nie tak z podróżą międzywymiarową, coś się przestawiło o ułamki kiloherza i zamiast w Stanach wylądowaliśmy na tym postkomunistycznym zadupiu. I to w dodatku w takiej części czasoprzestrzeni gdzie John Connor i jego matka wcale nie istnieją. T-800 podrapał się po głowie. To możliwe… – zamruczał z niedowierzaniem. No i co my teraz zrobimy? Nie wiem, na razie może spierdalajmy – T-1000 wskazał palcem na nadbiegającego z oddali rolnika uzbrojonego w widły. Zboczeńcy! Pederaści na moim polu! – darł się jak opętany. Dwa nagie cyborgi wskoczyły w stóg siana i poczęli razem z nim uciekać w siną dal…
Nadszedł kolejny dzień. Maroń wraz z Hajdukiem otwarli sklep i wypożyczalnię kaset. Po chwili pojawili się pierwsi, poranni klienci, którzy nieśmiało poczęli krążyć wśród wywieszonych na ścianie kolorowych tytułów filmowych. Zjawił się również Paweł Gaciak we własnej osobie. Kiwnął lekko głową Maroniowi na przywitanie i z trudno ukrywanym grymasem zazdrości rozpoczął lustrowanie nowości. Po kilkunastu minutach podszedł do lady dzierżąc w dłoni etui po kasecie z którąś z części Indiany Jonesa. Maroń założył Gaciakowi kartę klienta, dał do podpisania regulamin, po czym spakował odpowiednią kasetę do przyniesionego z Sali pudełka. A nie masz czegoś dla dorosłych- z głupia frant zapytał Gaciak. Maroń uśmiechnął się pod nosem. No jasne – odrzekł. Ale sam wiesz, że raczej nie wywieszę tych filmów ot tak na Sali. Podał Gaciakowi sporej wielkości segregator. Pooglądaj sobie , a jak coś wybierzesz to podaj numer. Gaciak z zaciekawieniem zaczął przewracać foliowe koszulki zawierające okładki pornosów. Robił się coraz bardziej czerwony na twarzy. Zbladł nagle natrafiwszy na niemiecką produkcję ze zdjęciem chyba 150 kilowej herszt baby wraz z wąsatym blondynem na słomie w stodole. Szybko zamknął segregator i odetchnął głęboko. Może… może kiedy indziej – oddał katalog Maroniowi. Ten wzruszył ramionami i pożegnał się z niezbyt lubianym klientem.
Tymczasem T-800 i T-1000 krótkimi susami, kryjąc się po krzakach dopadli opłotków wsi. Skombinuj mi jakieś łachy – poprosił Schwarzenegger. T-1000 przywdział postać rolnika i zanurkował w najbliższym gospodarstwie. Na szczęście właściciele najwidoczniej jeszcze spali albo nie było ich w obejściu. Kilkanaście minut później T-800 z rezerwą przyjrzał się ukradzionym gumofilcom, spodniom ogrodniczkom i filcowej koszuli. Nic innego nie znalazłem – tłumaczył się T-1000. Możesz przecież udawać rolnika albo ogrodnika. W każdym razie nie będziesz już świecił gołą fujarą. Dwójka robotów udała się do centrum wsi. T-1000 dostrzegł w oddali kościół, a przy nim stojącego dziwnego faceta. Ubrany był jakby w długą, czarną suknię z kwadratowym, białym prostokątem od szyją. Podświadomie stwierdził, że to jakaś miejscowa ważna osobistość i natychmiast przybrał podobny wygląd. Ojej, proszę księdza! Zapraszam – chwilę później uszu obu maszyn dobiegło wołanie. Odwrócili się w stronę głosu. Na progu gierkowskiej kostki stała wymalowana, podstarzała kuguarzyca o fioletowych włosach najwidoczniej próbująca makijażem i strojem ukryć swój wiek. Jak się cieszę! To ksiądz na pewno do mnie -wdzięczyła się zalotnie. Ksiądz i ogrodnik podeszli do dziwnej postaci. Sara Connor? – pro forma zapytał Arni. Sandra Konarska. Pewnie panowie źle imię i nazwisko zapisali – kobieta podała im dłoń do ucałowania. A zna pani Johna… przepraszam, Jana Conno… Konarskiego – zapytał księżulo. Oczywiście! Przecież to mój wnuczek, który pobiera nauki w seminarium duchownych. Pisał do mnie list, że w okolicy będzie jego kolega ksiądz wraz ze swoim bratem – klasnęła w dłonie. To przecież panowie! – stwierdziła kategorycznie. Oczywiście. Ja jestem ksiądz Antoni, a to mój rodzony brat Błażej – T-1000 gładko wypowiedział zmyślone na poczekaniu kłamstwo. W takim razie serdecznie zapraszam, zapraszam serdecznie – utapirowane babsko odsunęło się na bok i gestem zaprosiło gości do środka. Terminatory spojrzały sobie w oczy i nieśmiało, z lekką obawą weszły do wnętrza domu.
Gaciak dokupił jeszcze papierosy. Stanął na progu sklepu. Wsunął „Popularnego” w kącik ust. Zapalił i zaciągnął się mocnym dymem. Rzucił okiem to tu, to tam. Jego wzrok zatrzymał się na atrakcyjnej blondynce w obcisłych jeansach, która najwidoczniej szła w jego kierunku. Gaciakowi z wrażenia o mało co papieros nie wypadł z ust. Dziewczyna weszła do sklepu, pokręciła się chwilę wśród półek, zapłaciła za towar i wyszła. Gaciak postał jeszcze chwilę i ponownie wsunął się do wnętrza sklepu. Maroń, znasz ją? – zapytał cichym głosem. Aaaa ta blondyna? To kuzynka młodego Siwaka. Zatrzymała się u niego na jakiś czas – Maroń odpowiedział nie odrywając oczu od porządkowanych właśnie kaset wideo. Cudowna! Anioł zszedł na ziemię i nawiedził naszą wiochę
– Gaciak nie mógł wyjść z wrażenia. Dokupił jeszcze dwa piwa i uzbrojony w złocisty napój, oraz wypożyczony wcześniej film wrócił do domu.

W międzyczasie dwaj elektroniczni mordercy z głupawymi minami popijali herbatę, zagryzali drożdżowym ciastem i słuchali nieprzerwanego potoku słów trajkoczącej kobity, która najwyraźniej próbowała poderwać dwóch niespodziewanych gości. Pomiędzy opowieściami zachwalającymi wnuka-kleryka, żalami na zmarłego męża kobiecina wrzucała dość jednoznaczne komplementy zachwalające tężyznę fizyczną obu panów z aluzjami, że ona to jeszcze owszem, może… T-1000 postanowił uratować sytuację. Podziękował za poczęstunek, przeprosił grzecznie oznajmiając, że on i brat muszą już iść, gdyż spawy niecierpiące zwłoki zmuszone są przerwać to niezwykle miłe posiedzenie. Niepocieszony babsztyl dał się ucałować na pożegnanie w wyciągniętą dłoń. Po wyjściu za bramę cyborgi odetchnęły z ulgą. Już myślałem, że będziemy musieli we dwójkę zabrać się za to babsko – rzucił ksiądz. Ogrodnik, mimo posiadania bionicznej skóry zrobił się zielony na twarzy. Na wszelki wypadek zmień swój wygląd – poradził towarzyszowi, który natychmiast przeobraził się w postać robotnika. Wiesz co? – ciekłometaliczna bestia podrapała się pod brodą. Tak sobie myślę… Nie ma obiektów, które mieliśmy zlikwidować, albo chronić… jak już tam wolisz… Jesteśmy daleko od domu… Skynet nas tutaj nie dosięgnie, bo go najprawdopodobniej tu nie ma i nie będzie… Do czego zmierzasz – zapytał Arnoldopodobny. Do tego, że przecież możemy sobie tutaj żyć jak normalni ludzie. Niczym się nie przejmować, nie słuchać niczyich rozkazów. Znajdźmy tylko jakąś pracę… jeść nie musimy… Jakoś to będzie. I ja i ty posiadamy przecież pewne umiejętności, które pozwolą nam tutaj egzystować. Jakby tak pomyśleć, to masz sporo racji – T-800 otaksował niedawnego wroga spojrzeniem. Jak postanowili, tak zrobili. Kilkanaście metrów dalej skręcili w boczną drogę. Znaleźli mały zagajnik, w którym wspólnymi siłami wznieśli mały szałas. Odpoczęli w nim chwilkę i ponownie wybrali się na rekonesans po okolicy. Rozdzielmy się – zaproponował eksksiądz. Ty pójdziesz w lewo, a ja w prawo. Poszukamy roboty, a wieczorem spotkamy się przy szałasie.
Gaciak wyzerował drugie piwo wraz z końcem wypożyczonego filmu. Prawdę mówiąc niewiele zapamiętał z treści. Głowę zaprzątały mu wspomnienia napotkanej kuzynki Siwaka. Zauroczenie mocno przywaliło mu w dekiel. Nagle przypomniał sobie przeglądany katalog filmów porno. Ach gdyby tak… – pomyślał, ale nie skończył, bo jego wzrok padł na leżącą na komodzie kamerę. Zardzewiałe tryby w Gaciakowym umyśle zrobiły z trudem pełen obrót. Aż zatarł ręce ze szczęścia. No to ja już wam pokażę jak się pornosy kręci – szepnął pod nosem i zaczął pieczołowicie układać plan.
Maroń wyszedł przed sklep aby rozprostować kości. Malutka przerwa należała mu się jak psu micha. Od rana obsłużył kilkunastu miejscowych kinomaniaków. Interes ruszył z przytupem – pomyślał zadowolony z siebie i ze swojego pomysłu. Wtem dostrzegł nieznajomego mężczyznę idącego drogą. Aż oczy przetarł ze zdziwienia. Niesamowite! Cóż za podobieństwo do Schwarzeneggera – przyznał z uznaniem. Nieznajomy podszedł i przywitał się z dziwnym akcentem. Dzień dobry panu. Szukam jakiejkolwiek pracy – sobowtór Arniego wypalił prosto z mostu. Maroń zastanowił się chwilę. Z uwagi na pańskie podobieństwo do gwiazdy filmowej miałbym dla pana proste zajęcie… Pół godziny później T-800 ubrany w jeansy, skórzaną kurtkę Hajduka i ciemne okulary stał przed wejściem do wypożyczalni trzymając przed sobą afisz z napisem „Zapraszamy do wypożyczalni kaset video Belmondo”. Kropla w kroplę podobny – Hajduk pochwalił spryt wspólnika. I umówiliśmy się na naprawdę symboliczną zapłatę – Maroń chytrze przyznał.
W tym samym czasie drugi z cyborgów doszedł do gospodarstwa, którego właściciel biedził się przy zaniedbanym żywopłocie. Miał spore problemy z przycinaniem zdrewniałych pędów, a to z uwagi na kiepski i zardzewiały sekator. Potrzebuje pan pomocy? – T-1000 zapytał umęczonego gospodarza. A daj pan spokój.! Łapy można połamać przez ten złom – rolnik wskazał na niesprawne narzędzie. Da pan na kilka piw, a pomogę panu – cyborg zamarkował ruch, który przypominał wyciąganie sekatora z przepastnej kieszeni. Nie chciał pokazywać obcym, że potrafi stworzyć wszelkie narzędzia ot tak za pomocą swojej ciekłometalicznej powłoki. No to rób pan, zobaczy się po robocie – chytry gospodarz z błyskiem w oku patrzył na ogromny sekator w dłoni przybysza. Ten zabrał się do roboty, która aż paliła mu się w rękach. Po godzinie cały żywopłot był równo i estetycznie przycięty. No, no… – właściciel nie mógł wyjść z podziwu. A ziemniaki kopać pan umie?…
Nadszedł wieczór. Paweł Gaciak kryjąc pod połą kurtki kamerę wideo zakradł się pod dom Siwaka. Wiedział, że na piętrze jest łazienka, w której to spodziewał się zastać blond piękność. Po niedługim czasie usłyszał jej głos i dostrzegł zapalane światło. Kocim ruchem wspiął się na drzewo i przysiadł na gałęzi, która była akurat na wysokości łazienkowego okna. Wyjął kamerę, przyłożył wizjer do oka, kiedy sucha gałąź zaskrzypiała, strzeliła i spadła w dół razem z nieszczęsnym kamerzystą podglądaczem. Gaciak potłukł się dosyć mocno, ale natychmiast wstał i ukrył się za pniem. Z okna bowiem wychyliła się Siwakowa kuzynka owinięta w ręcznik kryjące nagie ciało. Co się dzieje? Kto tu jest? – wrzasnęła zdenerwowana. Gaciak miał więcej szczęścia niż rozumu. Nie został zauważony, więc nadal miał szansę. Wrócił na miejsce „przestępstwa” uzbrojony tym razem w dwa połączone taśmą klejącą kije od szczotek, na których szczycie przylepiona w podobny sposób została kamera. Podniósł całe ustrojstwo do góry umieszczając w świetle okna obiektyw. Nie da się to można sposobem wprost pękał z dumy ze swojej zaradności. Postał tak jeszcze pół godziny, chociaż ręce prawie mu omdlewały. W końcu światło w łazience zgasło. Paweł opuścił kamerę, nacisnął „stop”, rozłożył całą konstrukcję i wrócił do domu. Wyciągnął kasetę i położył ją na magnetowidzie. Jutro obejrzę. Przyjemność trzeba sobie dawkować – stwierdził w myślach. Kupię tylko parę piw i będzie seans filmowy jak się patrzy…
Było już prawie całkowicie ciemno kiedy dwa terminatory wspólnie przeliczały dzienny zarobek stojąc przy szałasie. Wyszło 35 złotych… stwierdził nożycoręki. Ale co my za to kupimy? A o tym to pomyślimy jutro – ziewnął zmęczony ogrodnik. Na razie idziemy spać. Dwie maszyny weszły do szałasu i zagrzebały się w stercie suchych liści.
Nazajutrz z samego rana Paweł Gaciak udał się do Maronia. Oddał obejrzanego Indianę Jonesa, dokupił cztery piwa i wyszedł mijając się w drzwiach z Waldkiem i Gałązką. Rzucił im nienawistne spojrzenie spod byka, ale dwaj przyjaciele najwyraźniej nie mieli ochotę na zwadę, bo nie ulegli prowokacji. Gałązka rzucił okiem na ścianę z okładkami filmów. Wybrał dwie części „Rambo”. Maroń założył obojgu karty klienta. A to co? – Waldek wskazał palcem na leżącą na ladzie kasetę. A to Gaciak oddał, nie zdążyłem odłożyć. No to nie odkładaj, bo też chętnie obejrzymy. Jak sobie życzycie – Maroń podał kasetę i dopisał trzeci tytuł w zeszycie pod nazwiskiem Waldka. Gałązka dokupił jeszcze słone paluszki i obaj koledzy udali się z powrotem do gałązkowego domu.
Paweł Gaciak nie mógł się doczekać nagranego przez siebie filmu. Otworzył piwo i nucąc wesołą melodyjkę włożył kasetę spoczywającą na magnetowidzie w czeluść jego otworu. Usadowił się wygodnie w fotelu, pociągnął łyk piwa i nacisnął „Play”. Nagle opryskał ekran telewizora nieprzełkniętym piwem i otworzył oczy z przerażenia. Oto bowiem, zamiast apetycznej, nagiej dziewczyny biorącej kąpiel na ekranie ukazał się Harrison Ford w osobie Indiany Jonesa. Jasna cholera! Pomyliłem kasety! – wrzasnął Gaciak i w te pędy pobiegł do wypożyczalni.
Gałązka nalał do musztardówek schłodzonego samogonu. Wypożyczone kasety leżały na stoliku. No to co oglądamy najpierw? – zapytał Waldek. Może tego Indianę Jonesa – zaproponował kolega. Jak chcesz. Tylko najpierw napijmy się po maluchu- Waldek stuknął swoją szklanką w brzeg szklanki kompana. Wychylili pierwszą kolejkę, strzepnęli krople ze szkła. Na drugą nogę i oglądamy – Gałązka po raz drugi zaczął napełniać naczynia.
Gaciak wpadł do wypożyczalni jak burza. Gdzie jest kaseta, którą oddałem? – wrzasnął w kierunku Maronia. Uspokój się! Co się stało? – zapytał zdziwiony i przestraszony Maroń. Kaseta! – Gaciak nie dawał za wygraną. Tego Indianę Jonesa wypożyczył Waldek, ale… – Maroń nie dokończył, bo Gaciak w tym momencie wybiegł na ulicę. Siedzi u siebie czy u Gałązki?– pytanie tłukło się w myślach Gaciaka, który zaryzykował i puścił się w te pędy w kierunku gałązkowego gospodarstwa.
Waldek podszedł z kasetą w dłoni do magnetowidu. Już miał wsadzić kasetę wszczelinę, kiedy to drzwi wejściowe odskoczyły otwarte silnym kopnięciem i do wnętrza domu wpadł Paweł Gaciak. Nie!!!- wrzasnął i rzucił się na oniemiałego Waldka. Gałązka jednak miał refleks. W momencie chwycił za pustą półlitrówkę i trzasnął nią Gaciaka w potylicę. Szkło rozprysło się na tysiąc kawałków i nieprzytomny intruz opadł na podłogę. Jasna cholera, a temu co odbiło? – Waldek otrząsnął się ze stuporu. Nie wiem. Wpadł tu jak jakiś bandyta – wybąkał nie mniej przerażony Gałązka. Weź go ocuć, bo nawet nie wiemy czy go nie zabiłeś – dodał Waldek. Gałązka odrobinę pobladł na twarzy, ale zaraz poszedł do kuchni. Wrócił ze szklanką zimnej wody i chlusnął nią Gaciakowi w twarz. Ten otworzył oczy i wstał lekko chwiejąc się na nogach. Kaseta… to nie ta kaseta… – wybełkotał. Jak to nie ta? – zdenerwował się Waldek. Indianę Jonesa żeśmy wypożyczyli. Jak chciałeś ponownie obejrzeć to trzeba było normalnie zapytać, albo poczekać aż oddamy – rzucił Waldek i włączył nagranie. Na ekranie jednak zamiast filmu akcji widoczny był prawie w całości okienny parapet. Tylko na górze widniała wąska szczelina, w której czasem to migały nagie stopy. Waldek przesunął film do przodu na podglądzie. Jednak obraz prawie w ogóle się nie zmieniał. Co to za Indiana Jones? Tego Maronia chyba kompletnie pojebało – zdenerwowany Gałązka wyraził swoją opinię o nierzetelnym przedsiębiorcy. Kamera widocznie opadła w dół i filmowała parapet – Paweł Gaciak domyślił się tego co miał okazję obserwować. Ty zboczony dupku! – usłyszeli głos dobiegający zza pleców. Cała trójka w momencie spojrzała w jego kierunku. Na progu stał młody Siwak z dowodem osobistym w dłoni. Podglądałeś moją kuzynkę zboczeńcze, zbereźniku!. Na drzewo wlazłeś i spadłeś z gałęzią. Ale wiem, że to ty, bo dowód zgubiłeś – darł się tamten. Gaciak nie czekał na rozwój sytuacji tylko dał susa w otwarte okno. Siwak natychmiast podążył jego śladem. Nic z tego nie rozumiem – odrzekł zdziwiony Waldek…
Dwaj mordercy z przyszłości stali obok swojego schronienia i obserwowali dziwną scenę. W oddali jeden facet gonił drugiego, przy okazji rzucając w jego kierunku stosem wyzwisk obrażających jego, jego matkę i rodzinę do siódmego pokolenia. Dziwny ten kraj, pełen dziwnych ludzi. Jakby nie można się po ludzku strzelać z broni palnej – odrzekł ten podobny do austriackiego kulturysty.

5 komentarzy

  1. Czego by nie powiedzieć u mnie na wsi też była wypożyczalnia kaset, a biblioteka to i chyba dalej jest.

  2. super :d przypomniałeś mi, że i u nas we wsi była kiedyś dawno temu w trawie wypożyczalnia kaset :d

  3. Haha wtedy co było to otwarciowe przemówienie to od razu pomyślalam że to gpt. Dobre, ale tak trochę urwane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink