Minął tydzień od kastracji Luny. Będzie miała spokój, bo swoją pierwszą i zarazem ostatnią ruję przeszła dosyć męcząco. No cóż, natura wzywa, a nie ma jak pragnień zrealizować. Pierwsze cztery dni to huśtawka nastrojów i spadek aktywności, który jednak wiązał się ze stresem spowodowanym noszeniem zabezpieczającego przed wylizywaniem rany bawełnianego kaftanika. Po jego zdjęciu kocina odżyła i nabrała chęci do figli. Zaczęła też na nowo z nami spać i przesypia już prawie całą noc. Po zabiegu została jej niewielka ranka na boku w częściowo wygolone przednie łapki. Na szczęście nic się nie babrze, a same szwy są rozpuszczalne, więc nie trzeba kociska dodatkowo stresować ich zdejmowaniem.
P. S. Po edycji dodaję nagrane przed chwilą ciche mruczenie…
Ładnie, tylko naprawdę cicho.
Pumę to miał kota mój znajomy. Zajebisty był, ale niestety kotka niema już w śród nas.
Imię przyszło razem z kotem, bo już została nazwana przez poprzednich właścicieli. Chciałem jej zmienić na Puma, bo taka czarna, ale w sumie Luna, Puma… niewielka różnica.
Hehe a my kiedyś mieliśmy psa Lunę, ale to dawna historia
Ładne ma imię. 🙂
A i takie historie się zdarzały, że musiala siedzieć w nocy zamknięta w małym pokoju.
Jak by mój kot przesypiał całą noc, to był bym szczęśliwy a tak to biedak na przedpokoju musi spać, choć serce się kraje, jak mam go wynieść.