Pizza

Uśmiechasz się pod nosem. Nucisz radośnie wszystkie znane ci włoskie przeboje, chociaż po włosku umiesz tylko spaghetti, Fiat Cinqecento i Habemus papam, ok, to ostatnie to po łacinie. Robisz pizzę. Nie taką zwykłą pizzę, tylko taką przez duże P. Jej wysokość Pizzę. Kupiłeś kamień do pizzy. Całe trzy dychy w Lidlu. Kawał ciężkiego, bezkompromisowego szamotowego chama, który w założeniu ma zmienić twój zwykły piekarnik w kamienny piec do pizzy, twoją kuchnię w bloku we włoską trattorię w Neapolu i sprawić, że do drzwi zapuka Berlusconi, poprosi o kawałek i zaproponuje bunga bunga. Odmierzasz dokładną ilość mąki (typ 00, do włoskiej pizzy, pewnie prosto z Włoch). W szklance wesoło buzuje zaczyn uśmiechając się do ciebie milionami drożdżowych komórek. Jeszcze tylko trochę soli(morskiej zaznaczam), oliwy z pierwszego tłoczenia (akurat grecka, ale to też południe) i zaczynasz wszystko mieszać ze sobą. Wyrabiasz ciasto z taką czułością jakbyś pieścił żonę. Czule przykrywasz miskę czystą ściereczką i zostawiasz wyrobioną, mięciusieńką kulę do wyrośnięcia. Po paru godzinach z miski pachnie świeżym ciastem jak z piekarni. Ledwo się powstrzymujesz żeby nie wsunąć go na surowo. Pakujesz kamień do piekarnika celem rozgrzania go. Przedtem jednak dokładnie ćwiczysz za pomocą drewnianej łopaty do nakładania i wyjmowania pizzy na zimno swoje kocie ruchy. Tak się wkłada na kamień, szybki ruch, a tak wyjmuje upieczoną, kolejny szybki ruch. Włączasz piekarnik. W międzyczasie formujesz zgrabny okrągły placek i kładziesz go na obsypaną mąką łopacie. Pizza musi mieć dobry poślizg żeby ładnie się zsunęła i ładnie potem nasunęła. Nakładany na ciasto sos pomidorowy czerwieni się kawałkami pomidorów i pachnie ziołami i czosnkiem. To zdecydowanie nie jest zwykły przecier. Posypujesz swoje dzieło serem. Nie zwykłą goudą czy inny edamskim, lecz prawdziwą, mięciutką mozzarellą. No i cóż, że ze Szwecji, to znaczy z Biedronki? Na to kawałki włoskiego, no dobra, polskiego salami, oliwki i papryka chili. Nadchodzi ten moment. Piekarnik i kamień nagrzały się jak martenowski piec. Ostrożnie otwierasz drzwiczki. Z bijącym sercem, może zbyt ostrożnie próbujesz zgrabnie umieścić pizzę na kawałku buchającego gorącem szamotu. Chwila prawdy… Jest!!! Udało się. Pizza siedzi idealnie. Teraz szybko zamknąć drzwiczki i odczekać dziesięć minut. Przez pierwsze cztery minuty nic się nie dzieje, przez resztę przepisowego czasu do twoich nozdrzy po kolei dobiegają zapachy topiącego się sera, rumieniącego się ciasta i przypiekanego salami z dyskretną nutą oregano. Tak musi pachnieć włoski raj. Jesteś w słonecznym Neapolu… Italia, pizza, la dolce vita. Minęło dziesięć minut. Ostatni moment, już za chwilę na talerzu będziesz obrotowym nożem kroił swoje dokonanie. Bierzesz widelec i łopatkę. Delikatnie podważasz brzeg pizzy żeby wsunąć pod niego cieniutką sklejkę. Już wiesz, że pizza nie przywarła do kamienia czego się obawiałeś. Czujesz się jak zwycięzca Master Chefa, Jak Magda Gessler swojej własnej kuchni i Amaro Basiura w jednym. Zdecydowanym ruchem wsuwasz łopatkę pod upieczone ciasto. Co może pójść nie tak???… Chwilę później słyszysz skwierczenie i z piekarnika bucha na ciebie woń pożaru, palonego sera, ciasta… To twoje dziecko, twoja chluba, twój dzisiejszy cel, murowany sukces spierdolił się szczeliną między kamieniem, a tylną ścianką piekarnika i spłonął na gorącym stosie elektrycznych grzałek… Ze złości łamiesz drewnianą szpatułkę, jedyna jaką miałeś. Odtąd omlety starasz się nakładać widelcem…

Dwie godziny później kiedy czyścisz i skrobiesz niemiłosiernie przypalony piekarnik, a całe mieszkanie wietrzy się z zapachu spalenizny stwierdzasz, że gdybyś nie był takim pieprzonym narwańcem to pomyślał byś o dwóch rzeczach. Primo – kamień warto było dosunąć do tylnej ścianki piekarnika. Secundo – wyłożona na dnie folia aluminiowa zdecydowanie ułatwiłaby sprzątanie.

PS. Następne podejście do pizzy na kamieniu było już spokojne i zakończone pełnym sukcesem.

5 komentarzy

  1. Masz talent do trzymania w napięciu. Bo z zapartym tchem słucha się…, I co? uda się? Brawo gratulacje! no i gratuluję drugiego podejścia zakończonego sukcesem.

  2. Ohhh! Jak mi źle, że się Wam tak stało!!!!
    Ale tekst jest pyszniejszy, niż najpyszniejsza pizza – uruchomił, oj, uruchomił 😉
    Ale fajnie będzie Was tu jutro mieć w domku mym!
    Mmmm, a może przyjedziecie we trzech? Tzn. Wy i kamień? 😉
    Oczywiście żartuję, troszkę za mało czasu 🙁
    Ale wszystko jest do naprawienia, można rano karmić kurki itd 😀

  3. Lubię takie niewielkie kawałki czasu zatrzymane w słowach. Jak ciepłe cząstki soczystej, smakowitej pizzy. I te naciągane jak ser pochodzenia stąd i zowąd. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink