Działkowe spomnienia

Było kiedyś miejsce. Niby zwyczajne, spokojne, a jednak zupełnie niebanalne i wyjątkowe. Mniejsza o dokładny namiar, ale były to okolice Bydgoszczy. Wyjeżdżało się z miasta jedną z głównych dróg, Po jakimś czasie skręcało w mniejszą, potem w kolejną jeszcze mniejszą, i tak dalej i tak dalej… Mijało na wpół opuszczoną lokalną nitkę torów kolejowych i już. Było się na miejscu. Maleńka wioska, a raczej jej peryferia. Dość duży kompleks leśny, na którego skraju znajdował się Rodos. Dla niewtajemniczonych, którym znajomi chwalą się wakacjami na Rodos informuję, że jest to Rodzinny Ogród Działkowy ogrodzony siatką. Taki mały koniec cywilizacji ze śladowym zasięgiem GSM, choć nie do końca totalna dziura, bo w okolicy znajdowało się prawie wszystko co gwarantowało wygodny pobyt, o czym trochę później. Rodzice Izy mieli swój skrawek prywatnego raju, azylu od cywilizacji i miejsca do beztroskiego wypoczynku w postaci działki i zbudowanego na niej wygodnego domku. Domek posiadał dwa pokoje, aneks kuchenny, łazienkę i klimatyczną antresolę do spania. Okolica też obfitowała w atrakcje. Dość dobrze zaopatrzony działkowy sklep spożywczy zwany przez nas pieszczotliwie Mc Donaldem z klimatem jak w Wilkowyjach i stałym elementem w postaci autochtonów spijających jęczmienny nektar bogów na postawionych wokół ławeczkach. W pobliskim lesie kilometry wygodnych ścieżek do spacerowania, a w środku lasu czyste jezioro z zagospodarowanym brzegiem, drewnianą kładką i wiatą chroniącą przed deszczem. Spędzaliśmy tam prawie każde dłuższe lub krótsze wakacje we dwoje lub większym gronie począwszy od 2007 aż do bodajże 2017 roku. Nie zapomnę leniwych śniadaniowych i słonecznych poranków, wielokilometrowych spacerów po lesie kończących się nierzadko próbą odnalezienia powrotnej drogi, hektolitrów zimnego piwa wypitego na hamaku albo przy grillu. Dziś już nie ma tamtego miejsca – zmieniło właściciela. Pozostały miłe wspomnienia i mnóstwo różnych banalnych lub mniej okruchów życia zarejestrowanych telefonem Takich jak ten przedstawiający opieprzającego się bumelanta i pochodzący z 2013 roku. Jak ten czas leci hehe.

6 komentarzy

  1. Oj, klimacik świetny. Jeśli jakieś okruchy wspomnień z leśnych wędrówek pozostały, to poproszę.

  2. Nie mówisz czasem o Myślencinku? Ale chodzić w taką pogodę w skarpetkach, podziwiam. Ona miała na imię Mariola. Poznałem ją nad bałtyku brzegiem. Włosy miała spuszczone do kolan. I tak stała wpatrzona w dal. Pokochałem ją, kochałem ją. Pokochałem ją, kochałem ją. Pokochałem ją, kochałem ją. Pokochałem ją, kochałem ją. I tak stała samotnie nad brzegiem. Ja nieśmiały bałem się dojść. Pozostało mi tylko wspomnienie. Znów przyjadę tu za rok. Pokochałem ją, kochałem ją. Pokochałem ją, kochałem ją. Pokochałem ją, kochałem ją. Pokochałem ją, kochałem ją. Kochałem, kochałem, kochałem, kochałem, kochałem ją.

  3. Piłem ja na działce w wakacje whiskey. To było na mazurach i bardzo dobrze wspominam ten czas, zwłaszcza, że zbliżają się kolejne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink